Byliście kiedyś na dnie studni?

Dzień dobry,

tak, nadal żyjemy i dom nadal stoi. Jeśli czytałeś wcześniejsze wpisy, to wiesz już, że nie jestem blogerem roku i wpisy pojawiają się systematycznie...co kilka miesięcy. Tym bardziej dziękuję Ci, że chciało Ci się zajrzeć na stronę.

 

Chyba mogę zacząć od słów, które wypowiedziałem na Wigilii w Gajówce do mojej rodziny "Udało się!".

Nie wszystko jest jeszcze oczywiście skończone, ale jest ciepło, czysto i można w domu miło spędzić czas.

 

Może obrazując, co się zmieniło powklejam zdjęcia i do każdego dam krótki opis.  To dopiero plan! Do dzieła.

Czas akcji: od października do 23 grudnia.

 

Świetnie... po analizie zdjęć, które zrobiłem w czasie ostatniego pobytu, spostrzegłem znaczne niedoskonałości i braki. Daję sobie rękę uciąć, że robiłem zdjęcie korytarza, a...nie ma. Możliwe, że "się skasowało". No cóż...wrzucam co mam.

 

1. Studnia.

Chronologicznie to prace nad nią skończyły się jako pierwsze. Postanowiliśmy ją zbudować rękami cichego M. z kilku powodów. 

Pierwszy - mamy nadmiar cegieł po rozbiórce chlewu i murowanej części stodoły. (Patrz wpis "Rozbiórka szopy i chlewika")

Drugi - ziejąca dziura w ziemi przykryta kamieniami i pokrywką od garnka(!) nie budziła naszego zaufania.

Trzeci - względy wizualne. Oceń sam.

Czwarty - buteleczki w wiadrze, wyciągnięte z zimnego dna studni, ucieszą gardła w gorące, letnie popołudnia.

 

Skarbów nie ma.

 

2. Podłoga w holu. Najdłuższy rozdział.

Początek prac - październik. Zakończenie prac? Jest styczeń. Prace w toku. Na domiar wszystkiego nie mam zdjęć z tego co udało się zrobić, ale wyobraźcie sobie podłogę z cegieł i to,  że mniej więcej taki kawałek, jak na zdjęciu niżej, był układany przez około dwa tygodnie. Cierpliwość: 10.  Ale wiecie co? Warto było czekać. Efekt jest...zresztą zobaczycie wkrótce.

 

 

3.  Malowanie.

Do pomalowania zostało kilka ścian w małym pokoju i na schodach... no to je pomalowałem.

 

 

4. W grudniu mogliśmy zacząć wprowadzać pierwsze meble. Zajęliśmy się renowacją stołu w kuchni odziedziczonym po wcześniejszych właścicielach, szawki w kuchni odziedziczonej po dziadkach koleżanki i krzeseł jeszcze z dziecięcych lat mojej mamy.

 

Tak, tak są już kaloryfery i w dodatku grzeją aż miło.

 

5. Udało się wymyśłić i zainstalować lampki w korytarzu. Deski od mojego taty z komórki, o której jeszcze będzie mowa.

 

6. Dwie sypialnie na górze przygotowaliśmy dla świątecznych gości.

Łóżko z belek wykonał sąsiad, który okazał się mistrzem stolarstwa. Zrobił też wieszak na ubrania, ale jego zdjęcie też później.

 

Materac na tym łóżku jest...ach to trzeba poczuć. Prezent od brata i bratowej.

- Dzieci,  jak wam się spało w Gajówce?

- "Faaaajnie".

 

 

7. W kuchni można już gotować, piec i chować do lodówki. 

Pojawiły się też tymczasowe schody, prowadzące na antresolę. Oj kosztowały mnie one chwilę nerwów, ale tak to jest jak się coś robi pierwszy raz. Ech...błędy, błędy, błędy.

 

8. W salonie wstawiliśmy:

- dwie wygodne sofy,

- skrzynię, która chwilowo robi za stolik na kawę,

- stół z dębowych dech, które stały 20 lat u moich rodziców we wspominanej już komórce,

- żłoby przykryliśmy drewnianymu blatami, na których stanęły książki z naszych dziecięcych lat.

 

Pracy jeszcze wymaga sufit i ściana z kamienia. W obu przypadkach musimy uzupełnić fugi.

 

Ten zeszyt to moja pierwsza klasa szkoły podstawowej. Dziękuję rodzicom, że zachowali to "arcydzieło".

Takie cuda można znaleźć w sąsiedzkiej wsi w Rębiszowie. Czekamy na renowację szafy i będziemy przymierzać ją do któregoś pomieszczenia.

Jakbyś był w okolicy...zadzwoń.

A gdyby nas nie było, usiądź, odetchnij pełną piersią i poczekaj na zachód słońca.

 

Do następnego razu. Papa.

A.W.